sobota, 9 lutego 2013

People lie all the time.






JANICEVE CRYSTAL DAWSON
    
    Angielka, która dziesięć lat temu przyjechała do Ameryki wraz z ojcem.
Urodzona 24.06.1995 w Londynie
     Rozciąga się od czwartego roku życia, na zajęcia taneczne chodzi od czwartego. Wydział? Taneczny (klasyczny w teorii bo na nowoczesny i tak chodzi) oraz aktorski, wraz z zajęciami z emisji głosu (poza szkołą). Uczy się języka niemieckiego i francuskiego, zaś jej przedmiotem ścisłym na rozszerzeniu jest biologia. Z gimnastyki artystycznej zrezygnowała stwierdzając, że rozciągnięcia nie brak, natomiast kondycja niekiedy wysiada. Lekkoatletyka.
    Pewna swych umiejętności, ale nie siebie. Histeryczna aktorka, udająca jedną z tych „nadętych- niedostępnych”. Jeszcze dziewczyna, nie kobieta. Pracowita masochistka, która właściwie nie musiałaby nic robić, bo tatuś przecież wszystko załatwi. Uparta, bo tatusiowi nie pozwala maczać paluszków w swoim życiu. Ciekawska jeśli idzie o naukę, nie o czyjeś życie seksualne, czy emocjonalne, gdyż uważa plotki za zło konieczne tego świata. Absolutnie nie-kochliwa, jednakże często poddająca się fascynacjom o danym mężczyźnie bądź kobiecie. Książę z bajki absolutnie nieidealny, nieistniejący- o czym Jani wie.
   Z jakiś powodów nie umiłowała sobie zimnych parapetów, jak większość rozmarzonych dziewcząt, a miękki fotel stojący w kącie jej pokoju z widokiem na okno, idealnym, by na chwilę oderwać wzrok od czytanej książki. Bo to mol książkowy jest, co niekiedy z parku wraca z niemalże odmrożonymi palcami u stóp ”bo książka była interesująca”.
    Szczupła, giętka. Chodzi lekko, z gracją nabytą przez lata ćwiczeń, niekiedy najprawdziwszych męczarni.  Na wystające obojczyki spływają włosy o kolorze ciemnego blondu. Na świat nie patrzą oczy cudownie niebieskie, czy przejrzysto zielone. Pomieszane z poplątanym, przez co oczy wydają się być „kotowate” dzięki przewadze koloru zielonego i jasnego brązu. Żadnych tatuaży, kolczyki w uszach, dwa w jednym i jeden w drugim. Ubiera się zależnie od nastroju. Jednym razem są to zwykłe dżinsy i luźny sweter, innym obcisła bokserka i luźne spodnie. Sukienki? Owszem, ale tylko czasami.
    Bardzo mało zalotne z niej dziewczę. Właściwie, to broni się rękoma i nogami przed ewentualnymi amantami, bo ileż to czasu musiałaby na nich poświęcać! Jeden to za dużo, dlatego też cieszy się, że żadnych nie ma. Maluje się rzadko, chyba, że wychodzi gdzieś z dwójką przyjaciół, bo w ten czas nie ma nic przeciwko ewentualnym wielbicielom jej wdzięków. Przez lata nauczyła się, że jej ciało może interesować, co odczuwała nawet w szkole baletowej której była uczennicą od szóstego roku życia. To tam, prócz baletu musiała nauczyć się podstaw tańca towarzyskiego i nowoczesnego, który stara się "dopieszczać" nawet w chwili obecnej, gdy postanowiła, że skupi się na karierze baletnicy. 

-Pamiętaj Jani, że nie wolno im pokazać, że Cie boli to skończysz jak ja...

Fabien  Dawson; współwłaściciel Dawson& Philipen


MAŁE| TWORZĄCE| ISTOTNE|WIDZIANE


[Dzień dobry  : )   Niestety, jeśli idzie o źródła zdjęć- nie mam zielonego pojęcia    ]

12 komentarzy:

  1. [ Jak miło. Niezwykle podoba mi się opcja z dawnym spotykaniem się, a obecną przyjaźnią. Arii przydadzą się pozytywne relacje z kimś. :D]

    Aria

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeżu. Zaraz dogryzanie. xD Ja jestem osóbką stworzoną do romansideł (choć czytać przecież nie znoszę) i ta moja postać męska zawsze musi mi wyjść niemal na ideał. -.- Nie, żebym miała coś przeciwko schematom, ale może by tak odbił Janiceve dziewczynę i nie wiadomo jakim cudem i z jakich przyczyn by się zakumulowali? Oczywiście może być odwrotnie, w końcu jakaś dziewczyna też mogła mieć go dość i wybrała Janiceve. No to pojechałam mega oryginalnie. xD ]
    James

    OdpowiedzUsuń
  3. W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki Aria nie należała do pracocholiczek, wprost przeciwnie – migała się od pracy i obowiązków jak się tylko dało. Ot dziewczynka, która od prawie siedmiu lat dostawała wszystko czego chciała, i którą we wszystkim wyręczano, nawet, gdy o to nie prosiła. Nikogo więc nie dziwiło, że Aria czasem wolała ponudzić się w we własnym pokoju, niż siedzieć na lekcjach. Bo czy naprawdę stanie się coś strasznego, gdy ominie jakąś matematykę, czy angielski? Panienka Morgenstern była święcie przekonana, że nie.
    Kiedy ktoś paradował do jej pokoju Aria nie od razu podniosła głowę znad czytanej książki. Nie ulegało wątpliwości, że nikt komu nie było wolno nie wszedłby do jej pokoju bez pytania. Od drugiej klasy Aria budziła zbyt wielki niepokój wśród innych uczniów. Aria niespiesznie doczytała ostatnie zdanie i dopiero w tedy podniosła wzrok na swoją przyjaciółkę.
    - A może jakieś cześć? – zasugerowała, unosząc brew. Rozejrzała się za czymkolwiek, co mogłaby posłużyć jej za zakładkę do książki, ale nic takiego nie znalazła, więc położyła książkę na szafce nocnej wierzchem do góry.
    Leniwie podniosła się z łóżka. Akurat Arii nikt niczego o imprezie mówić nie musiał dwa razy. Za pierwszym razem było jasne, że idzie. Jako, że była tylko w czarnej bokserce i majtkach podeszła do ogromnej szafy.
    - Co to za impreza i gdzie? – spytała. – Wiemy chociaż to?

    Aria

    OdpowiedzUsuń
  4. [O, witam :> Jakieś pomysły odnośnie wątku, tudzież powiązania? Zauważyłam, że dziewczyny łączy taniec. Takie niezbyt błyskotliwe spostrzeżenie z mojej strony :D]

    Christabel

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bry, bry! Witamy się grzecznie z Raven, witamy. Niestety brak mi pomysłów na wątek, ale jakiś mi się marzy, bo polubiłam Twą postać, no. :) ]

    Raven

    OdpowiedzUsuń
  6. [Istotnie, wieczór bardzo dobry... Chociażby dlatego, że umiłowałem sobie postać ni to kobiecą, ni dziewczęcą, która gardzi wszechobecnymi normami i żywi się indywidualizmem. Bo... W gruncie rzeczy parapety są całkiem zimne.
    Proponuję coś niezobowiązującego na tym stopniu znajomości, może przelotne spotkanie po lekcjach niemieckiego, niechybne znalezienie się w tym samym miejscu, o tym samym czasie... Choćby nawet na wagarach. Albo Janiceve mogła zabłąkać do kawiarenki jego matki, gdzie Tolland całkiem często przesiaduje.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Liceum Artystyczne im. Jennifer McAlister być może i miało wygórowane wymogi co do aparycji oraz umiejętności uczniów jak i stanu rachunku bankowego rodziców, aczkolwiek absencja szkolna wychowanków była rozpatrywana z reguły w sposób chłodny i bez emocjonalny. Nieobecności sumowało się, spisywało gdzieś na boku, a w najgorszym wypadku szanowny dyrektor tej szkoły raczył zatelefonować do rodziców ze smutną wiadomością o tym jak to jeden z szaraków nie poszedł po raz enty na zajęcia przypuśćmy... Wychowania fizycznego, języków, fizyki kwantowej czy podstaw malowania. I na nic zdawały się tłumaczenia, że dana osóbka robi poprawnie to i tamto i tak dalej... I dalej.
    I cóż z tego, że duszyczka posługiwała się niemieckim biegle, układając wypowiedzi nie tylko składnie, ale i formułując je w sposób przemyślany i elokwentny. Przynajmniej w ten sposób Tolland podchodził do na pozór nienagannej postawy Janicive jako tancereczki, która nie śmie powiedzieć więcej niż by młodej damie wypadało, a jej smukłe policzki zalewają się purpurą na zawołanie, kiedy tylko osobnik płci przeciwnej zacznie się prężyć i podkreślać swoje walory męskości. Zdecydowanie. Taki utarty stereotyp pozwalał Tollandowi nie zwrócić uwagi jak ta krucha istota zasiada koło niego, zapewne oczekując emocjonalnego wsparcia w ucieczce. Prawdę mówiąc... Do rozpuku rozbawiała go taka perspektywa, będąc przy tym bardzo wygodną w użytkowaniu.
    Nie oczekując, że Dawson wysili się na tyle by złożyć choć jedno składne i/lub elokwentne zdanie, wyjął z kieszeni paczkę papierosów jakiejś mało znanej, prawdopodobnie dopiero wchodzącej na rynek marki. Przesunął palcami po chropowatym wieczku, po czym swobodnym ruchem kciuka otworzył paczkę i wyjął z niej jednego, brunatnego papierosa. Wsunął go między spierzchnięte od zimna wargi i wyciągnąwszy zapalniczkę odpalił go bez większego namysłu. Jego drogi oddechowe wypełniła przyjemnie drażniąca nikotyna zabawiająca się w towarzystwie gorzkiej, ciężkiej czekolady. Zatracony w rozkoszy przez chwilę wpatrywał się przed siebie, po czym przeniósł swój zmęczony wzrok na dziewczynę.
    - Spróbujesz? - Odrzekł chrapliwym, niskim głosem - Czy nadal będziesz utrzymywać fakt, że brakuje ci języka gdy go najbardziej potrzeba?

    [Uwielbiam cię. Twój ironiczny styl i swoboda z którą rozpoczynasz wątek... Niestety zmuszona byłaś czekać, ale to się już nie powtórzy. Obiecuję.]

    OdpowiedzUsuń
  8. Liczyć się z czyimś zdaniem? Szmat czasu dzielił go od ostatniego razu, kiedy przyznał się do tego sam przed sobą. Nigdy nie miał w zwyczaju zawiadamiać reszty świata o swoich odczuciach, co znacząco utrudniało współpracę z innymi... Dlatego pozostawał w zażyłych stosunkach jedynie ze swoim umysłem. Nie miał ani siły, ani ochoty liczyć się z czyimś zdaniem. Zobojętniał na krytykę. I cóż z tego, że ktoś spojrzał na niego krzywo, mrugnął prawym okiem, potem lewym, a może (o zgrozo!) w myślach takowego osobnika pojawił się szereg wyzwisk, którym mógłby obrzucić Tollanda.
    Bez znaczenia. Przez trzy lata, przygotowując się do zawodu nauczył się nie tylko niemej obserwacji, ale i obchodzić się z wydarzeniami w ściśle określony sposób. Z chirurgiczną precyzją odseparowywał emocje od faktów, bo te... Złośliwe gnidy zbyt często podsuwają mylne, zdecydowanie przerysowane obrazy dodając do tego wszystkiego odrobinę pikanterii. Gdyby nie opanował tej umiejętności do perfekcji, prawdopodobnie z niebywałą satysfakcją wprowadziłby Jani w każdą chwilę, gdzie użycie języka jest co najmniej wskazane. Jednakże... Będąc tak bardzo perwersyjnym przy pierwszym spotkaniu, spędziłby ten dzień sam. A tego nie chciał. Tylko i wyłącznie z tego powodu poczęstował ją swoim nowym odkryciem. Mogła czuć się wyróżniona..
    - Wybrałbym lewą rękę. Przez tętnicę udową krew płynie pod zbyt dużym ciśnieniem by móc pozwolić sobie na przerwanie tego naczynia krwionośnego. - Powiedział nagle. Obrócił papierosa w długich palcach, skupiając na nim swoją całą uwagę. Bacznie obserwował lekko zwęgloną bibułkę, która momentalnie przemieniała się w szarą grudkę zlepionego popiołu.- A język... - Zerknął przelotnie w jej stronę - Wykorzystał bym począwszy od rozpoznania dobrego oraz doskonałego smaku... A jeśli o nich mowa... Proponuję Chablis. I... Nie toleruję odmowy. - Dodał dobitnie, akcentując ostatnie trzy słowa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jednakże nie wszystkie tancereczki prezentowały się tak samo, choć pozornie każda z nich utrzymywała uroczy uśmiech na twarzy, była giętka i uległa. Wszystkie zachowywały się niczym marionetki wypychane z rąk rodziców wprost do lepkich palców partnerów, od czasu do czasu będąc kontrolowanym przez trenera, który za wygórowaną cenę przypominał partnerowi o trzymaniu ręki w talii, a nie na kobiecych pośladkach. Przynajmniej tak zapamiętał to Tolland. Jego najstarsza, a przy tym najbardziej utalentowana z sióstr skończyła liceum artystyczne na wydziale tańca towarzyskiego parę lat temu, a Tolland dotąd nie może zapomnieć jak żegnała się ze swoim małostkowym partnerem, który klepał ją po tyłku, puszczał oko, mamrocząc pod nosem coś w stylu "siema mała". Tylko jak zamknęły się drzwi, uśmiech z jej twarzy znikał, rzucała parę luźnych przekleństw po hiszpańsku i zamykała się w pokoju z wielką miską sałatki greckiej. Od tak. W imię zasady i stereotypu. Właśnie dlatego Tolland był taki obojętny na otoczenie i pielęgnował swoją naturę taką jaką był obdarzony... Nawet jeśli taka oto kobietka, o wdzięcznym imieniu Janiceve stwierdzała, że jest niewychowany i zaborczy. Niezdolny do formowania pytań grzecznościowych i pozbawiony ogłady, którą co tydzień księża wygłaszają z ambony. Gdyby nie wyszedł poza gładką granicę moralności, nigdy nie znalazłby się w tym miejscu. Nie byłoby go w tej szkole, nawet w tym parku, palącego papierosa o czekoladowym posmaku, stanowiącego jedną z wielu ujm dla męskości, którą cała płeć brzydka tak bardzo stara się podkreślić. Zbytecznie.
    - Nie przypominam sobie, byśmy przeszli na ty. Jeśli jednak szukasz poufałości, zwracaj się do mnie po nazwisku, nie imieniu. - Zwrócił się do niej, starając się by jego głos był zimny i ochrypły. Jednakże jego odpowiednia modulacja potrzebowała jeszcze trochę praktyki. Nie chcąc zwracać na ten mankament zbytniej uwagi, zaciągnął się ostatni raz, by w końcu przygnieść główkę papierosa o ziemię i wyrzucić go do kosza.
    - I nie możemy przypuścić... Bo nie było to pytanie, a propozycja. Propozycja której negocjowanie jest nie tylko niewłaściwe, ale też niemądre. - Spojrzał na nią znacząco, unosząc podbródek do góry, odsłaniając swoją wydatną szczękę, porośniętą drobnym zarostem. Wstał. - Zwłaszcza, że przechodzą cię dreszcze na myśl o pozostaniu dłużej na mrozie, a ja mieszkam pięć minut drogi stąd.
    Nieco zbyt długo stał w miejscu z zaciekawieniem wpatrując się w jej niebiesko-zielone oczy, po czym wyminął ją swobodnie i zaczął iść w stronę ulicy. - Nie jestem dżentelmenem... W dodatku nie lubię czekać. - Dodał, zerkając zagadkowo w tył.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż... Rodzina u Tollanda była jednym z niewielu tematów, które bardzo szybko ucinał. Mimo tego, że nie był spokrewniony z osobami o zachwianym poczuciu własnej osobowości, nieudacznikami, czy żywiłby do nich nienawiść. Nic z tych rzeczy. Rodzina stanowiła swego rodzaju azyl, świątynię spokoju, do której mógł wejść, kiedy wszystko inne zdawało się zawodzić. Składało się na nie wąskie grono osób o średnim wykształceniu, które kochały go bezpretensjonalnie, a on nie lubił się dzielić. Zwłaszcza kimś tak bliskim.
    Zazwyczaj w niezbyt wyszukany sposób nakierowywał konwersację na tematy, w których mógł się swobodnie rozwodzić, wzbogacając swój monolog niekiedy drobnymi docinkami, od tak, dla dodania odrobiny pikanterii. Miał nietypowy styl bycia. Jak już Janiceve zdołała zauważyć nie przywykł do używania form grzecznościowych i lubił kiedy wszystko układało się tak, jak sobie tego życzył. Dlatego też wieść o tym, że dziewczyna rozważa jego propozycję zaintrygowała go na tyle, że zatrzymał się. Powoli odwrócił się na pięcie, stale utrzymując z Jani kontakt wzrokowy, starając się po części nieco ją sparaliżować, może nieco speszyć... Był zdolny posunąć się naprawdę daleko by dopiąć swego. Szczególnie jeśli droczył się z taką kobietą.
    - Zapewniam cię, że nie pożałowałabyś ani jednej chwili, ale skoro kwestionujesz moje możliwości jako gospodarza. Zagrajmy inaczej... - Szepnął zbliżając się do niej na odległość nie większą niż krok. Przechylił głowę na bok, machinalnie przesuwając koniuszkiem języka po dolnej wardze. - Pójdźmy do ciebie i delektujmy się ciasnotą akademika oraz tygodniowym przeglądem lodówki. Jeśli oczywiście znajdziemy twój języczek... Który może odważy się na tyle by zaprosić mnie do środka, hm?

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez chwilę wpatrywał się w paczkę papierosów, którą kobieta wyciągnęła w jego stronę. Miał wrażenie, że padło tyle niepotrzebnych słów... A oni tak czy tak powrócili do punktu wyjścia, choć przebrnęli już wystarczająco daleko, by przejść do rozwinięcia i dać się ponieść słodko-gorzkiemu winu, które Tolland miał zwyczaj podawać wraz z niezastąpioną sałatką cezara lub przegrzebkami przyrządzonymi w sposób, który nauczyła go jedna z sióstr. Aczkolwiek skoro dziewczyna czuła, że jej duma nie pozwala na to by przyjąć jego niezbyt miłą propozycję 'nie do odrzucenia' albo tą dotyczącą siedzenia w ciasnym, czy też nie, akademiku... Niech będzie, scena zamknięta, gramy od nowa. Pod jego stopami chrupnęła gałązka, niczym opuszczona klatka. Gotowi? Kamera... Akcja!
    Wyjął z paczki jednego papierosa i wsunąwszy go między wargi, niezwłocznie zapalił. Przez parę chwil delektował się tym rozkosznie drażniącym dymem, po czym zwrócił wzrok ku Janicive. Wypuścił dym prosto na nią, okalając jej wątłą postać migoczącym srebrzystoszarym obłokiem.
    - Na pierwsze pytanie odpowiedziałaś sobie sama, - zaczął niepewnie, ostrożnie ważąc każde słowo, którego się dopuszczał - trzecie jest bezpodstawne... W innym wypadku nie częstowałabyś mnie teraz, a skoro to jednak zrobiłaś, wnioskuję, że chcesz jednak mieć coś ze mną wspólnego, co stanowi odpowiedź na drugie pytanie. - Przez moment na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Który będąc jedynie niewyraźnym zarysem mógł okazać się znaczący. - Twój problem polega tylko i wyłącznie na tym, że panicznie obawiasz się czterech ścian, które by nas otoczyły. Zupełnie jakbym miał okazać się bestią, która rozerwie twoje kruche ciało na strzępy. Tak czy tak... - Kontynuował płynnie, muskając palcem wskazującym swą dolną wargę - Nie rozegrałaś tego odpowiednio. Bo wilk nie jest syty, a owca też nie ma się najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kompromis? Szczerze powiedziawszy nie przywykł do tego słowa... Zazwyczaj po odpowiedniej argumentacji dostawał dokładnie to czego zażądał. Ani trochę więcej, ni trochę mniej. Jednakże biorąc pod uwagę fakt, że nie miał ochoty dziś pozostać w objęciach przeglądu filmów z lat dwudziestych, bez słowa skinął głową i ruszył spokojnym krokiem w stronę swojego mieszkania. Choć dziewczyna dała mu dwanaście minut. Nie dziesięć, nie piętnaście... Cóż za drobiazgowość przemawiała za tym jednym zdaniem. Godna podziwu, można by rzec.
    Dziesięć minut i czterdzieści osiem sekund później stanął przed nią po raz kolejny. W ręku trzymał zapakowaną w żółtawy papier butelkę wina, którą pośpiesznie jej wręczył.
    - Moja część umowy została spełniona... Z niecierpliwością czekam na twoją - Odrzekł, ostrzegawczo mrużąc oczy.

    OdpowiedzUsuń