sobota, 9 lutego 2013

Obiektywna subiektywność?

Michael Tolland

23.04.1995 r.,
Los Angeles, Stany Zjednoczone
Wydział: filmografia - reżyseria
+Angielski & Niemiecki & Hiszpański
+Chemia & Fizyka (na poziomie rozszerzonym)
+lekkoatletyka

Przekonany, że wielkość artysty rodzi się z buntu, a nie wygodnej kontynuacji, Michael, najmłodszy z czworga rodzeństwa, syn antypatycznego kierowcy autobusów oraz apodyktycznej kelnerki pracującej w niewielkiej kawiarence, ulokowanej na obrzeżach Los Angeles. Wychowany wśród trojga sióstr, będący ujmą dla ojca, który po tylu latach doczekał się syna nie stanowiącego odzwierciedlenia parantetycznego wzorca męskości, a jedynie 'chłopaka-przeciętniaka', który swoim dziwnym zachowaniem doprowadzał nauczycieli do obłędu, a u większości kobiet wywoływał atak panicznego śmiechu lub uczucie zażenowania. Nieobyty w towarzystwie, otaczający się w gruncie rzeczy wąskim gronem osób pozornie uduchowionych, posiadających zaczątek głębi i objawy pasji, która przez kolejne lata rozlewała się po ich całym ciele, sprawiając, że w oczach Tollanda byli tak wyjątkowi. Razem stanowili coś na kształt intelektualnej elity, spotykającej się dwa razy w tygodniu w piwnicy jednego z członków podczas groteskowych audycji felietonów radiowych. Uwielbiali ze sobą przebywać, burzliwie dyskutować o ogromie nakładu literatury, przez który zdołali przebrnąć, szukając frapującego pomysłu na życie. Do czasu... Wszedłszy w wiek lat siedemnastu w grupie niechybnie pojawił się uzurpator, który z początku idealnie wpasował się w charakter grupy, otwierając członkom oczy na nowe prądy intelektualne, kuszące swoją prostotą lub nieco przekornie, finezją formy. Najwidoczniej jednak został powitany zbyt skwapliwie. Wystarczyły trzy miesiące, by wśród uczestników tej intelektualnej rozpusty pojawiła się zawiść i niepewność, która siała plony tak obfite, że niecały miesiąc później każdy z nich został pozostawiony sam sobie.
Tolland jednak mając w sobie trochę z szydercy, trochę z masochisty nie zamierzał czekać na szczęśliwy zbieg okoliczności. W końcu... Rzeczywistość jest absurdalna. Dlatego też Michael bez wahania wskoczył do metaforycznego morza, w ten sposób mogąc lepiej poznać zdradliwe dno, wzburzone fale i prądy morskie, niż gdyby siedząc na brzegu sennie tlił fajkę, słuchając niezliczonych morskich opowieści. Zachęcony przez najstarszą siostrę, Rachel, przeniósł swoje papiery do szkoły im. Jennifer McAlister, wiedząc dobrze, że liceum artystyczne stanowiło azyl dla takich ludzi jak on. Pewnych siebie, upartych, o elastycznym języku i nadzwyczajnej erudycji, może nieco specyficznych... Potrafiących spacerować po mieście z butelką zdobywczego wina w kieszeni i pieskiem przybłędą, który nie miał pojęcia w jakie gówno się pakuje.
Według jednej z teorii na świecie istnieją dwa rodzaje reżyserów: tacy, którzy się liczą z widownią oraz ci którzy nie przejmują się nimi. Kręcą filmy po swojemu i zapraszając potem publiczność do zawiłej gry. Otwierają przed nimi wrota, wprowadzając do niezupełnie odmiennego świata. W dotychczasowych, z reguły amatorskich pracach Tollanda, do świata bez rozpaczliwej skargi, bez epatowania nieszczęściem, do świata pozbawionego romantycznego sztafażu, którym tak łakomie żywi się kinematografia dwudziestego pierwszego wieku. Filmy wchodziły w sam środek zdarzeń, podgrzewając obraz rzeczywistości, odzierając go z warstwy ochronnej i zagęszczając... Podobnie jak u Formana, Coppoli czy Scorsese'a, jego autorytetów w dziedzinie filmu. Cóż, być może i ogranicza swój potencjał szufladkując się w ten sposób, ale  taki po prostu był i jest. Marne szanse, że coś lub ktoś go zmieni. Choć... Może jednak?

10 komentarzy:

  1. [Będę pierwsza? Ach, no cóż. Więc witam serdecznie!
    Jakiś pomysł na wątek, by się znalazł? Nasze postaci do jednej klasy chodzą i filmografię wybrali, chociaż Raven to montaż bardziej interesuje. :) ]

    Raven

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dobry wieczór :) Forma karty bardzo mi się podoba, dlatego też z chęcią poprowadziłabym wątek miedzy naszymi postaciami. Jakiś pomysł, czy jestem zdana na siebie? :D ]

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  3. [Pierwszy raz od bardzo dawna, po przeczytaniu karty, a właściwie czegokolwiek w internecie, ogarnął mnie szczery zachwyt, taki od góry do dołu.
    Wyproszę jakiś pomysł?]

    Azrael

    OdpowiedzUsuń
  4. Dostanie się do tej szkoły nie stanowiło dla Janiceve najmniejszego problemu. Można byłoby się tu rozwodzić o cudownym talencie, o umiłowaniu tańca, o niezwykłym zawzięciu, ale prawda jest taka, że wiele jest dziewczyn takich jak ona, jeśli idzie o taniec. Szczupłe z natury, pracowite i przyjmujące krytykę z godnością, nie zaś z jawnym oburzeniem. Pieniądze. Właściwie, to odpowiednia ich suma pozwoliła na opłatę czesnego w AHS, na co Jani musiała pracować tyle samo co dziewczyny męczące się w szkołach publicznych o podobnej renomie.
    To nie tak, że nie szanowała danej sobie szansy. Doceniała ją, jednakże lekcje języka, którego uczyła się od szóstego roku życia i którym władała równie dobrze co swoim własnym, zwyczajnie ją nudziły. Wagary. Uciekała z lekcji notorycznie, ale tylko z jednego przedmiotu- języka niemieckiego.
    Udając się do niewielkiego "parku", będącego w rzeczywistości trzema ławkami i kilkoma drzewami, ogrodzonym placem, nie przypuszczała, że spotka tam kogokolwiek. Bez słowa zrzuciła z ramienia ciężki plecak i usiadła obok kolegi z klasy, z którym przez te trzy lata zamieniła może całe dwa zdania? Tak, do rozmownych Jani nie należała, ze zwykłej wygody. Gdyby zaczęła się odzywać ( o zgrozo, to mogłoby się okazać mądre! ) mógłby prysnąć cały czar delikatnych, nieśmiałych baletnic, co niby powinny się rumienić gdy rozmawiają z dobrze wyglądającymi mężczyznami, zaś zachować zimną krew, gdy muszą pozwolić się obmacać niemalże z każdej strony przy trudniejszych podnoszeniach.

    [Mam nadzieję, że odpowiada. Nie chciałam przesadzić z długością, bo niestety mam w zwyczaju rozpisywać się przeokropnie nad rzeczami nieistotnymi, więc musiałam troszkę powykreślać. ]

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  5. Minęła chwila, może dwie nim się do niej odezwał. O dziwo, był jedną z tych osób, z których zdaniem się liczyła bo nie szedł, jak inni, zgodnie z tłumem. Błądził, wydawało się jej, że tak jak ona nieraz obił się o ścianę, ale zamiast się poddać rozmasował obolałe miejsce i szedł dalej. Jeśli chodzi o ból, to dzisiaj bolało ją niemalże wszystko, z wyjątkiem wspomnianego przez niego języka.
    -Spróbuję- pokiwała głową, po czym wzięła od niego papierosa i bez słowa ujęła jego dłoń z zapalniczką i przyciągnęła ją w stronę wsadzonego między wargi, trującego, niewinnie wyglądającego zawiniątka. Ogniem poczęstowała się sama, spust zapalary naciskając kciukiem.
    Dymem zaciągnęła się z zadziwiającą wprawą, pozwalając aby srebrzysta smuga wypłynęła spomiędzy jej warg, zaraz po tym, jak zdążyła podrażnić jej, przesiąknięte londyńskim smogiem, płuca. Spojrzała na niego pierwszy raz odkąd usiadła obok, bynajmniej pierwszy raz wzrokiem całkowicie obecnym, trzeźwym, badającym jego twarz. Nie mogła z niej nic wyczytać. Może rozbawienie czaiło się gdzieś w kącikach jego oczy, może kpina błąkała się po wargach, może... Może Jani winna była zastanowić się, czy nie stosuje nadinterpretacji. A jeśli nie? Śmiał się z niej? Dlaczego? Dlaczego miałby z niej kpić? Bo jej nie znał? A może znał za dobrze?
    Czasami chciała nie łamać tych stereotypów. Móc się teraz zarumienić, najlepiej jeszcze powiedzieć coś głupawego, bezpretensjonalnego i niewymyślnego. Byłoby jak w tych lukrowanych, amerykańskich filmach. Specyficzny chłopak sprowadza na swoją stronę słodką, grzeczną dziewczynkę, która w rzeczywistości taka nie jest. On jest jej jedynym, ona jego jedyną, pomimo, że znacząca część szkoły to tacy "specyficzni", zaś druga to takie "słodkie". Taki nowy typ macho i sex-bomby.
    -Jakie momenty uważasz za takie, gdy język jest niezbędny? Chodzi mi o codzienne sytuacje, nie o te, gdy morderca- psychopata pyta Cie, czy najpierw odciąć Ci lewą rękę, czy prawą nogę- wpierw spytała, później wytłumaczyła, wzrok spuszczając na ziemię, gdzieniegdzie jedynie przykrytą śniegiem.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  6. Ona do zawodu przygotowywała się przez ostatnie czternaście lat. Przez ostatnie czternaście lat pracowała nad swoim ciałem, nad eliminacją słabości i udawaniem, że jest intelektualnie płytka. Wychodziło jej to wybitnie dobrze, gdyż miała świetne nauczycielki w postaci koleżanek z klasy, które tak jak ona- udawały. Problem polegał na tym, że części udało się oddzielić udawanie od szczerości, zaś inne stawały się wcześniej granymi postaciami. Właściwie, to można było powiedzieć, że miały ten sam start.
    Tak jak one, lubiła czytać. Tyle tylko, że one czytały czasopisma o modzie, a ona z mody wolała książkę o Coco Chanel. One czytały o najbogatszych ludziach świata, ona czytała "Indeks śmierci". One czytały krótkie felietony o miłości, ona rozpływała się przy tak osławionym Szekspirze. O zgrozo! Od paru lat chyba wstydem było się przyznać do tego wybitnego dramaturga, tak brutalnie został spopularyzowany! Było to niesmaczne.
    -Zaborczy z Ciebie człowiek, Michaelu- stwierdziła, mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze. Dwa dołeczki, tak szczerze przez nią znienawidzone, tak nadające jej dziewczęcego uroku którego starała się wyzbyć, ujawniły się. Już nie dziewczyna, jeszcze nie kobieta. Coś pomiędzy, coś, czego ona nie rozumiała, czego nie pojmowała. Miała niewielkie piersi, talię wyćwiczoną, biodra lekko tylko zaokrąglone. Była modna. Może nie należała jeszcze do tych wieszaków, co nic nie jadły, ale z pewnością należała do osób szczupłych, o żebrach delikatnie uwypuklonych, mocnych kościach miedniczych i wystających obojczykach, dzisiaj zasłoniętych przez gruby, wełniany szal.
    -Gdybyś zadał to pytanie w inny sposób nie byłabym tak niechętna. Powinieneś popracować nad proponowaniem czegokolwiek- zwróciła się do niego, po czym wstała z ławki i strzepnęła papierosa tuż pod swoje nogi. Odeszła kilka kroków i spojrzała na niego tymi, niewiadomojakimi oczami lustrując jego sylwetkę, jakby go w tej chwili oceniała.
    -Możemy przypuścić, że spytałeś, czy zachciałabym się z tobą napić wyśmienitego wina, zaś ja odpowiedziałam, że z chęcią. Teraz możemy udać się w inne miejsce, bo zaczynam marznąć.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, Janiceve nie mogła się pochwalić siostrą, ani bratem. Mogła się pochwalić ciężko pracującym ojcem, który wbrew pozorom nie dostał wszystkiego za darmo. Matką... Za matkę się wstydziła, nawet nie przyznawała się, kim ona jest. Powinna być dumna za kobietę tak dobrze wcielającą się w rolę, za aktorkę filmową i teatralną, za wszechstronnie utalentowaną osobę! A ona się wstydziła. Za te wszystkie opuszczone wywiadówki, zapomniane urodziny, czy nieodebrane telefony. Za te ostatnie, najbardziej. Wstydziła się swej słabości, którą jej okazała.
    On ukształtował swój charakter. Poszedł drogą, której Jani zazdrościła wielu ludziom, bo z pewnością nie mieli tych dziwnych chwil, kiedy zastanawiali się, kim właściwie są. Ceve, siedząc w wygodnym, ciepłym fotelu zastanawiała się właśnie nad tą drobną sprawą. Czy nadal jest w stanie pisać? Używać większej ilości epitetów niż "fajnie" i "do dupy"? Czy przesiąknęła dnem intelektualnym, którego się tak bardzo bała?
    -Nie jesteś jedyną osobą, która mieszka blisko- powiedziała, po czym wskazała na budynek- Przypominam, że jesteśmy obok akademika. A jeśli była to propozycja, to mogę na nią odmówić, zaś z konsekwencjami będę się musiała zmierzyć sama. Powiedz mi, dlaczego miałabym z tobą pójść? Jesteś wart tych minut, które spędzilibyśmy u Ciebie pijąc wino?- spytała, wysoko unosząc jedną z brwi. Na dłonie wsunęła rękawiczki, wcześniej gasząc papierosa obcasem, zaś peta wrzucając do kosza. Mogła tak jeszcze stać chwilę, bo nie była jedną z "modystek" co rezygnowały z czapek, bo zepsułaby się im fryzura.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciał się z nią bawić? Trafił na trudnego przeciwnika, bo Jani była uparta. Może niezbyt pewna siebie, ale uparta do tego stopnia, że nawet nieprzyjemne uczucie w kolanach potrafiła zignorować, byleby dopiąć swego. Zrobiła niewielki krok do przodu, tak, że wystające guziki jej płaszcza były oddalone od jego nakrycia wierzchniego zaledwie kilkanaście centymetrów.
    -Skąd wiesz, że chcę Cie zaprosić? Skąd wiesz, że mam ochotę mieć cokolwiek z tobą wspólnego? Skąd wiesz, że nie usiadłam obok Ciebie tylko po to, by mieć od kogo wyciągnąć papierosa?- spytała cicho, po czym założyła kosmyk włosów za ucho i cofnęła się na swoje "stare" miejsce. Uniosła wysoko szyję, dumnie. Tym razem nie patrzyła jak zwykle pod nogi, lub przed siebie za to nieprzytomnym wzrokiem. Oczy miała idealnie przejrzyste, wcale niezamglone, zaś sylwetkę prostą, może z delikatną lordozą, która dotykała większość tancerzy i tancerek.
    -Przypominam Ci, że to prywatna placówka. Akademik jest ładny, pokoje duże a lodówka zawsze pełna. Możesz jedynie żałować, że nie mam ochoty Cie zaprosić- stwierdziła, po czym wyjęła z kieszeni papierosy. Wyciągnęła paczuszkę w jego stronę- Poczęstujesz się?- zapytała, delikatnie unosząc kąciki ust ku górze.
    Czyżby go zaskoczyła? Oh, jaka szkoda, że nie należała do tych słodkich tancereczek! Po spotkaniu z nich poleciałaby do innych słodkich tancereczek, a tak? Mogłaby jedynie zadowolić się warczącą Arią, która i tak nie chciałaby o tym słuchać.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  9. Był zaskakująco pewny siebie. Janiceve powoli musiała odpuszczać, bo jej zachowanie zaczynało być nienaturalne dla niej samej. Czuła się, jak we śnie. Nie, nie był to koszmar, a jeden z tych snów, przez które przez pół dnia mamy nieprzyjemne uczucie w środku, jakby ktoś pomieszał nam w trzewiach i stwierdził, że zamienienie serca z wątrobą to dobry pomysł.
    Nie przewidziała, że będzie należeć do ludzi zwracających uwagę na każde wypowiedziane słowo. Nie dał się omotać, stał stanowczo mocniej na ziemi niż większość idiotów z tej szkoły. Wydawało się im, że są mądrzejsi niż wszyscy, lepsi, skoro są w stanie mieć dobre oceny, dziewczyny co noc i niezły wygląd, oraz pełny portfel. Mało który zdawał sobie sprawę, że słodka Janiceve unikała ich towarzystwa nie ze względu na własną nieśmiałość, a ich głupotę.
    -Przyjmując, że to ja jestem owcą, ty zaś wilkiem możemy pójść na swoisty kompromis. Pójdziesz teraz po wino do swojego domu, ja zaś poczekam tu te dwanaście minut, aby później skierować się do akademika- powiedziała, po czym zaciągnęła się papierosem, leniwie tlącym się w jej dłoni- Skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś przypadkiem bestią? Taką z długimi szponami i łuskami zamiast skóry, taką, która objawia się jedynie w czasie polowania?- spytała, mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze. Westchnęła i skierowała wzrok na siatkę do połowy ogradzającą "park" z którego wyszli. Ich podchody powoli zaczynały ją nudzić, męczyć wręcz. Może trzeba było tego zaprzestać, puki nie było za późno? Puki Jani nie zagalopowała się do tego stopnia, by dać mu sobie namieszać w głowie? Mieszał. Mieszał i to strasznie, bo dawno nie miała styczności z osobą tak... Odmienną. Osobą, którą wszelkie stereotypy nie tyczyły.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń
  10. Owe dwanaście minut nie wzięło się znikąd. Był to dokładnie wymierzony czas zakładający, że jego dom rzeczywiście znajduje się pięć minut drogi od miejsca gdzie stali, zakładając, że wydobycie kluczy z kieszeni zajmie mu jakieś dwadzieścia sekund, wejście i wyjście z dom jakieś osiemdziesiąt, zamknięcie następne dwadzieścia. Łącznie, dawało to dwanaście minut na dotarcie do niej z winem.
    Umiejętności chodzenia na kompromis musiała się nauczyć, jeżeli chciała pracować z ludźmi. Tak, jak starsza siostra Tollanda, nieraz mierzyła się z trudnymi partnerami. Raz pustymi, innym razem zbyt ambitnymi, lub zapominającymi o tym, że jednak główna rola przysługiwała kobiecie, zaś taniec mężczyzny był w rzeczywistości harmonicznym wypełnieniem choreografii.
    -Idziemy do mnie- zarządziła, głową kiwając delikatnie w stronę zadbanego, starszego budynku. Droga do jej pokoju, dokładniej- do małego przedpokoju od sypialni odgrodzonego mlecznozieloną zasłoną ze sztywnego, grubego materiału, zajęła im jakieś siedem minut, jednakże trzeba było liczyć czas, w trakcie którego Jani szukała kluczy w plecaku.
    Po zdjęciu butów, powieszeniu kurtek na wieszakach, odsłoniła ciężką tkaninę i skierowała się do niedużej wnęki w której mieściło się coś na kształt aneksu kuchennego. Niewielka lodówka, mała, bo jedynie na dwa palniki kuchnia, zlew i dwie szafki pod blatem oraz półka znajdująca się na wysokości głowy Ceve. Wszystkie meble miały sztuczny, "sklejkowy" kolor sosny, jednakże wraz z zielonymi płytkami ciągnącymi się od podłogi do połowy wysokości ściany, oraz tymi, które ciągnęły się tuż ponad nimi w jednym rzędzie, powodowały, że owy zakątek wyglądał przyjaźnie do tego stopnia, ze wręcz zapraszał do swego wnętrza.
    -Mam nadzieję, że będziesz się tu dobrze czuł- powiedziała całkiem szczerze, nawet siląc się na delikatny, ledwo widoczny uśmiech.
    Ciemnozieloną butelkę postawiła na stole stojącym w rogu pomieszczenia "sypialnianego", wcześniej ustawiając na nim dwa kieliszki na cienkich, niezdobionych nóżkach, tak, że rzucały cień na chłodne ściany koloru śmietankowego budyniu. W przeciwieństwie do maleńkiej kuchni, pomieszczenie to wydawało się być mało przyjazne, gdyby patrzeć jedynie na połowę z niewielkim telewizorem i stolikiem.
    Druga część prezentowała się znacznie lepiej. Kolorowe poduszki zajmujące niemalże połowę łóżka o czarnej, żelaznej ramie, dawały troszkę ciepła. Tak samo jak malinowy dywan o popielatym odcieniu, tak samo jak poszwy utrzymany w pastelowych barwach. Nawet sportowa torba wydawała się być wkomponowana w ten kącik, mimo, że była niedbale rzucona przy jednej z nóg łóżka.
    -Otworzyłbyś?- poprosiła, chwytając wcześniej butelkę wina za szyjkę, zaś w drugą dłoń biorąc otwieracz do wina, który miała mu zamiar podać.

    Janiceve

    OdpowiedzUsuń