piątek, 15 lutego 2013

That girl is like a dynamite....

Alison Valentine |  17 lat (01.08.1995r)  | taniec współczesny i klasyczny  | wolna, heteroseksualna nimfomanka  |  biologia rozszerzona  |  lekkoatletyka i drużyna pływacka  | mieszka w akademiku

Historia Alison zaczęła się od tego jak zwykła, szara dziewczyna z Australii puściła się z takim jednym bogatym kolesiem z Nowego Jorku. Taaa, typowe, no nie? Ale niee, to nie skończyło się miłością na wieki tylko ciążą i burzliwym rozstaniem po równie burzliwym romansie. Kiedy Alison się urodziła z Liz (jej matką) nie było jeszcze tak źle... no ba, nawet się starała! Ale nie zawsze było idealnie. Dziewczynka dostała stypendium w elitarnej szkole tylko dla najinteligentniejszych dzieci ale straciła je przez ciągle pijącą matkę. Po swojej wielkiej porażce porzuciła "karierę" naukową raz na zawsze i nie miała zamiaru nigdy do tego wracać żeby tylko nie przypominać sobie tych wszystkich upokorzeń. Matka dalej piła, zaczęła nawet czasem ćpać a coraz to starsza Alison robiła wszystko żeby tylko nie być w domu. I tak właśnie zaczęła się jej przygoda z tańcem. Przez długi czas obserwowała tancerzy ulicznym i pewnego dnia udało jej się do nich dołączyć. Ponadto chodziła po wszystkich szkołach tanecznych w okolicy i tylko jeśli jakieś inne dziecko nie przyszło to tańczyła na zajęciach jako "podmiana". Nie wie jak, gdzie i kiedy ale zauważył ją ktoś z prestiżowej szkoły tanecznej i pewnego dnia dostała telefon. Nie czekała ani sekundy, od razu się spakowała i wyszła z domu. A czemu straciła następne stypendium w następnym miejscu, które pokochała? Przez matkę ćpunkę oczywiście... i wtedy porzuciła jakiekolwiek nadzieje na wyrwanie się z domu więc po prostu pogodziła się ze swoim losem. Ale pewnego dnia w drzwiach ich rozwalającego się domu ustał mężczyzna w garniturze który chciał odmienić jej życie i zabrać ją z dala od matki. Nazywał się jej ojcem i nienawidziła go od pierwszej chwili gdy tylko ukazał się jej cudnym oczom. Nie dlatego, że miała charakter dziecka patologii (w której się wychowywała), po prostu miała mu za złe te wszystkie lata kiedy jego nie było. I co on sobie myślał? Że przyjedzie pewnego dnia i wszystko będzie jakby był tu cały czas? Chociaż i tak wyjazd do Nowego Jorku zapowiadał się lepiej niż zostawanie z matką. I tak właśnie wadliwa Alison pojawiła się w idealnym życiu Charlesa. A on chyba naprawdę się łudził, że zrobi z niej damę! No to trochę się przeliczył bo nie ubierała się, nie chodziła i nie odzywała jak dama z nowojorskiej socjety. I nawet na przyjęciach piła zbyt dużo, śmiała się zbyt głośno i zbyt dużo rozmawiała z obsługą. Zgrzyty były również w kwestii wychodzenia z domu otóż Alison jakoś nie przywykła do jakichkolwiek ograniczeń, a tatuś chciał ją trzymać twardo w garści więc kilka pierwszych miesięcy spędzili na ciągłych kłótniach. Szalę przeważył dzień kiedy po tygodniowej nieobecności w domu ojciec znalazł dziewczynę z jednym ze swoich najbardziej obiecujących pracowników. Ale on oczywiście nie zamierzał się poddawać. Skoro nie mógł jej okiełznać to postanowił chociaż spróbować żeby skupiła się na spełnianiu swoich pasji. Nie było już mowy o nauce, miała wieloletnie tyły w "Byciu genialnym dzieckiem" ale za to taniec to nie był zły pomysł. W ciągu dwóch dni załatwił papiery i przeniósł ją do Liceum Artystycznego... w środku roku szkolnego. Teraz taka tam outsiderka przechadza się tutejszymi korytarzami i obserwuje nieznanych sobie ludzi. No bo niby jak ma znaleźć przyjaciół kiedy wbiła się w sam środek roku, hm? Jej tatuś chyba nie jest zbyt mądry. No cóż ale jakieś tam zajęcia ma... została totalnie odcięta od kasy więc musi sobie radzić sprzedając wszystko od fajków, wódki i dragów nawet po słodycze (w przypadku niektórych tancerek którym ich zakazują) czy jakieś inne duperele. Co piątek chodzi też do podziemnego klubu gdzie nielegalnie odbywają się walki. Zakłada się, wygrywa i zgarnia kasę. Proste, prawda?

[Witam. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam i oczywiście zapraszam do wątków i powiązań :)]