piątek, 8 lutego 2013

It's the same old song



Azrael Franklin Hamilton
Frank.
Rocznik '94
Juneau, Alaska
Z babcią mieszka.

 Pan "potrafięnamilionsposobówpowiedziećcispierdalaj".

Był pan ekscentryczny (ale bardzo rozchwytywany) pisarz, który zrezygnował z ciepłej Kalifornii, na rzecz lodowatej Alaski. Spakował więc siebie, cały swój dobytek i świeżo poślubioną, ciemnowłosą piękność, wsiadł w samolot i przyleciał do Juneau. Jemu się spodobało, ona nie miała nic do gadania, więc tak zostali i zaczęli się rozmnażać. Jak króliki. Bardzo aktywnie walczyli z niżem demograficznym, co widać dobitnie po tym, ile bachorów na święta szwenda im się po domu. Zajmę się jednak najstarszym, jedynym synem, a zarazem największą życiową pomyłką Hamiltonów.
Jak już zostało wyżej wspomniane, pan Hamilton jest bardzo ekscentryczny. Dlatego też jego pierworodny syn nie mógł dostać zwykłego imienia. Nie mógł być Johnem, Anthonym, Sebastianem, Davidem... Nic z tych rzeczy!  Dostał imię, które, w tradycji islamu, nosił anioł śmierci. Tak więc już od małego miał pozamiatane. W końcu dzieciak o imieniu Azrael nie może mieć normalnego życia. W podstawówce jego towarzysze niedoli się z niego śmiali, na podwórku nie miał znajomych, w ogóle, jedyną osobą, która chciała się z nim zadawać była jego sześć minut młodsza siostra bliźniaczka, którą z kolei skrzywdzili imieniem Electra.
Dorastał, patrzył, jak rodzą mu się kolejne siostry, zbierał pały z przedmiotów ścisłych, pisał kolejne opowiadania, pochłaniał kolejne opasłe tomiszcza i uczył się na pamięć dyskografii kolejnych zespołów. Nie miał kolegów, ale w zasadzie miał to w dupie. Wszystko miał w dupie, rozkazy swojego apodyktycznego ojca, lamenty swojej matki, próby uspołecznienia go, podejmowane przez jego ukochaną bliźniaczkę. Pod nosem śmiał się z ambicji swojego tatusia, który chciał, by chłopak poszedł w jego ślady i też został pisarzem. Może i lubił tę dziedzinę sztuki, ale nie miał zamiaru pchać się do niej na siłę. Szkoda tylko, że Hamiltona seniora to nie obchodziło.
Przyszedł czas wyboru liceum. I tu, niespodzianka. Został w zasadzie postawiony przed faktem dokonanym. "Jedziesz do Los Angeles. I bez dyskusji." Cudownie, nieprawdaż?



Nie jest szkolną gwiazdą, nigdy nią nie był i nie będzie. Ignoruje każdą próbę nawiązania jakiejkolwiek relacji międzyludzkiej. Niewiele mówi, a jak już mu się to zdarzy, to jego wypowiedzi ociekają ironią, złośliwością i ogólną nienawiścią do wszystkiego, co go otacza. Oschły i zgorzkniały, nie uśmiecha się, nie cieszy się jak debil z każdej głupoty, a jak komuś uda się skłonić go do jakiegokolwiek ludzkiego zachowania, to potem unika tej osoby jak ognia piekielnego. Nie kłamie, nie owija w bawełnę, nie używa eufemizmów, zawsze wali prosto z mostu, a jak nie ma ochoty nad czymś się rozprawiać, to pomija ten temat.Robi wszystko, by uniknąć mówienia. Nikomu nie ufa, wszędzie wietrzy spiski, a każdą sprawę z góry skazuje na porażkę.
Jest bardzo spokojny, opanowany i cierpliwy. Wszystko to wyćwiczył na sumiennym ukrywaniu swoich uczuć, odczuć i emocji. Chorobliwie ambitny, bardzo sumienny, każdą sprawę musi doprowadzić do końca, co jest ciekawym kontrastem, przy jego wiecznym pesymizmie. Nigdy nie rzuca słów na wiatr, dotrzymuje każdej obietnicy, ale nie potrafi wziąć odpowiedzialności za konsekwencje swoich działań i wyborów. Za nic nie umie wziąć odpowiedzialności. 
Kiedy dużo gada? Po pijaku. Budzi się w nim filozof.

Nigdy nie był atletą. Nie miał zapału do robienia z siebie góry mięśni, zresztą twierdzi, że wyglądałby wtedy jak debil. Ma koło metra osiemdziesiąt wzrostu, więc nie jest ani karłem, ani gigantem. Ubrany zawsze na ciemno i, bez względu na pogodę, zawsze w długi rękaw, pod który ukrywa ciągnący się przez całą lewą rękę tatuaż. Czarne włosy przykrywa namiętnie czapką w tym samym kolorze. Wszystko to całkiem przyjemnie kontrastuje z bladą cerą i mile łączy się z zielonymi oczami. Nie kipi testosteronem, ale lubi siebie. Z czegoś w życiu trzeba być zadowolonym. 

- gotów zaje... znaczy zaciukać ołówkiem każdego, kto powie do niego "Azrael" - ma na imię Frank i tyle w temacie - nałogowy palacz, lubi się napić, trochę za bardzo - ma psa, o zacnym imieniu Jim - ma bardzo silną chorobę lokomocyjną - zdeklarowany, wojujący ateista - gej - kocha historię i, niczym gąbka, pochłania wszystko to, co jest z nią jakkolwiek związane - miłośnik babskich mazideł i kolczyków w językach - nawet jeden ma -



Wydział: pisarstwo
Zajęcia obowiązkowe: rosyjski, łacina, podstawowa fizyka i biologia, rozszerzona chemia, lekkoatletyka
Zajęcia dodatkowe: miłośnicy historii

[Buźki użyczył nam Ville Valo. Lubię pisać karty, wiec i tę napiszę pewnie kiedyś od nowa, narazie zostaje to. Choć może sobie odpuszczę, wreszcie mi krótka wyszła. Mało kreatywny ze mnie potwór, więc cud nad Widawą będzie, jak podrzucę jakiś pomysł. Ale zawsze bardzo chętnie zaczynam.]

5 komentarzy:

  1. [To ja będę pierwsza i ładnie się przywitam :)
    Cóż, gdyby nie fakt, że Frank jest raczej oschły i zgorzkniały, można by stwierdzić, iż są do siebie częściowo podobni. Tymczasem nie mam zielonego pojęcia, czy się dogadają, nawet nie chodzą na te same zajęcia. Ale! Zawsze musi być jakiś haczyk. Może chłopaczyna przypadkiem coś zgubi, Christi to znajdzie, po czym postanowi mu zwrócić?]

    Christabel

    OdpowiedzUsuń
  2. [Erosmerfy zawsze dobre, ale ja tu widzę coś innego. VILLE VALO, MA MIŁOŚĆ <3 tylko problemo w tym, że ja po ośmiu godzinach praktyk jestem, mózgu nie mam :C]
    Jade

    OdpowiedzUsuń
  3. [Bardzo proszę, zapraszamy. Już coś kombinuję, może być i łacina. :)]
    Cały poprzedni wieczór przesiedziała nad pracami domowymi uczniów, które pozbierał jeszcze poprzedni nauczyciel, lecz nie zdążył sprawdzić. Zielonym długopisem podkreślała błędy (czerwony kojarzył się jej źle jeszcze za czasów szkolnych), jedna z prac niestety wyglądała niemal jak zielona łączka letnią porą. Dużo błędów, niektóre drobne, inne dosyć poważne. Sprawdziła imię i nazwisko Azrael Hamilton, łatwe do zapamiętania, w szczególności, że obecnie najwięcej jest Robertów i Marków, a imię Azrael od razu rzuca się w oczy i pozostaje w pamięci.
    Następnego dnia odbyły się zajęcia z łaciny. Zaczęła od powtórki podstawowych rzeczy, takich jak deklinacje, koniugacje i akcentowanie. Sporo czasu spędziła przy tablicy, rozpisując zasady, podając przykłady. Na sam koniec zajęć rozdała wszystkim ich pozakreślane prace, prosząc aby na następne zajęcia poprawili podkreślone błędy, a w razie problemów będzie wszystko po kolei tłumaczyć na kolejnej lekcji. Poprosiła o pozostanie Azraela, sądząc że może mieć większe problemy z wykonaniem zadania.
    - Azrael... twoja praca zawierała dużo błędów - stwierdziła na początku, lecz bez wyrzutów, czy pretensji. - Jeśli masz problemy z łaciną, chętnie służę pomocą, a jeśli nie chcesz abym to ja ci pomogła, możemy wyznaczyć kogoś z klasy - zaproponowała z lekkim uśmiechem.
    Nie chciała mu niczego sugerować, oferowała pomoc, aby szybko nadrobił zaległości, bez których dalsza nauka była bardzo, bardzo ciężka, co spowodowałoby większe, pogłębiające się braki. Jednocześnie nie chciała na siłę narzucać mu pomocy, gdyż chłopak powinien sam wyczuć, czy jest mu to potrzebne, czy też jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim sam.

    Naomi Weiss

    OdpowiedzUsuń
  4. [Pozwolisz, że daruję sobie fałszywą skromność i po prostu podziękuję. Przechodząc dalej... Twoja postać jest naprawdę niesamowita, balansująca na skraju przerysowania, aczkolwiek jak najbardziej autentyczna i pasjonująca. Sądzę, że ktoś obdarzony tak specyficznym imieniem oraz zamiłowaniem do literatury bezdyskusyjnie mógłby się zaliczać do może nawet i do grona bliskich znajomych, z którymi Tolland podziela niechęć i zamiłowania.
    Zamykając już tą 'pochwalną' część... Nie mam pojęcia gdzie mogliby się spotkać. Mam wrażenie, że o tej (w miarę młodej) godzinie nie stać mnie na nic wyszukanego i trafnego.

    OdpowiedzUsuń