czwartek, 4 października 2012

Kiedyś.


  -Tato, opowiadałeś Caroline o tym, jak świetnie się mną zajmowałeś?- spytała sięgając po kieliszek wina stojącego przed nią- O tym, jak zostawiłeś mnie samą? Albo zapomniałeś powiedzieć...
-Janiceve- warknął mężczyzna, po czym zwrócił się do młodej kobiety siedzącej obok. Kobiety pięknej, o skórze gładkiej i puklach loków okalających delikatnie zaróżowione policzki. Czerwone usta dodatkowo podkreślały biel jej skóry, natomiast czarne rzęsy uwydatniały duże oczy. Istny cud! Tyle tylko, że niewiele starszy od dziewczyny siedzącej nieco dalej z buńczuczną miną i nogą na nogę.
   Cisza, która zapanowała między tą trójką nie była ciszą przyjazną, przyjemną, dającą chwilę wytchnienia.      Wchodząc do pomieszczenia dało się czuć napięcie w nim panujące oraz bijącą od najmłodszej rozmówczyni niechęć, od tej nieco starszej (co słowa nie powiedziała) przerażenie, natomiast od mężczyzny chłodny spokój pomieszany z wybuchem agresji, który obecnie przykrywany był przez maskę pozorów.
-Caroline miło było mi Ciebie poznać, ale nie mogę niestety z wami posiedzieć, bo mam strasznie dużo zadane a jeszcze czeka mnie trening-  powiedziała cicho długowłosa. Ta mniej piękna. Ta szczupła, średniego wzrostu i skórze z kilkoma wągrami na nosie i czole. Ta przepełniona niechęcią spowodowaną wiedzą zdobywaną przez lata.
   Nie czekając na pozwolenie ojca wyszła z jadalni i wbiegła na górne piętro i skręciła w lewo, gdzie trafiła wprost na drzwi do swojej części domu, która równie dobrze mogła stanowić oddzielne mieszkanie. Siadając na parapecie zapomniała o tym, że piętro niżej znajduje się ojciec i jego przyszła żona. Schodząc na dach oszukiwała się, że kiedyś będzie żyć, tak, jak chce. Że, o zgrozo, będzie jak ojciec! W końcu w jej żyłach płynęła ta sama krew. Ta sama, skażona egoizmem, rządzą i namiętnością krew.
   Mama. Jej nigdy nie było. Wpadała do domu na kilka dni i znów wyjeżdżała, stwierdzając, że Jani jako mądra dziewczynka nie potrzebuje matki mając tyle zajęć. Przecież ona pewnie nawet nie miała czasu myśleć! Tutaj jednak Lisa się myliła, bo Jani rozciągając się, zdejmując opatrunki z obolałych stóp myślała o tym, jakby mogło być gdyby... Gdyby ona była. Gdyby Fabien wytrzymał, choć jeden rok dłużej w tym toksycznym związku, gdyby nie kochał tak mocno tej kobiety i powiedziałby jej, jak wielką krzywdę robi najbliższym. Matki nie widziała od dwóch lat w momencie zdawania do szkoły.
    Brzydkie kaczątko. Dosłownie. Mając dziesięć lat wyglądała jak patyk ze śmieszną czapeczką na końcu. Przychodząc do szkoły nosiła okulary, nękały ją zmiany hormonalne w organizmie, oraz to, że prócz na lekcjach nie odezwała się chyba do nikogo. W drugiej klasie nastąpił przełom. Zaczęła się odzywać, chodzić na przyjęcia, ale nie specjalnie interesując się przy tym znajomymi ze szkoły. Teraz? Teraz, będąc w trzeciej klasie interesuje ją jedynie sukces, a idiotyczne gierki prowadzi na tyle rzadko, że sama nie pamięta, kiedy była ostatnia.